Przedszkole we wspomnieniach Anny Gromadzkiej

Była jesień 1991 roku. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o Społecznym Przedszkolu Integracyjnym. W tym czasie byłam bardzo młodą nauczycielką pracująca w szkole podstawowej. W szkole lubiłam kontakt z dziećmi i rodzicami, chociaż nie było to dla mnie łatwe zadanie. Byłam przygotowana do pracy z małymi dziećmi, a tymczasem w szkole uczyłam języka polskiego w klasie 4 i 5. W dodatku zostałam wychowawczynią kl. 4. Poradziłam sobie, ale bliższy był mi kontakt z młodszymi dziećmi.

O przedszkolu dowiedziałam się od znajomej, która zapisała do niego córeczkę. Szukano wychowawców. W paru zdaniach opisała mi jak przedszkole działa i namówiła mnie, żebym umówiła się na wizytę. Byłam bardzo ciekawa, co to jest za miejsce. Nigdy wcześniej nie słyszałam o przedszkolach integracyjnych a także o placówkach niepublicznych. Dzisiaj, w takiej sytuacji przeczytałabym wszystko w Internecie, ale wtedy? Najpierw błądziłam po okolicy. W tym czasie ulice nie były tak ładnie oznakowane jak teraz. Wtedy przedszkole mieściło się pod adresem ul. Reymonta 27. Ludzie nie kojarzyli tego adresu z przedszkolem. Kiedy pytałam o przedszkole integracyjne, na dodatek społeczne, to już kompletnie nie wiedzieli o czym mówię. Nie lubię się spóźniać, tym bardziej, gdy spotkanie dotyczy nowej pracy. Wtedy nie było telefonów komórkowych, więc nie miałam z przedszkolem kontaktu. Wiedziano o żłobku w okolicy, ale o przedszkolu niestety nie.

Wreszcie dotarłam na miejsce. W wejściu przywitała mnie uśmiechnięta, drobna kobieta. To była pani Ania Florek. Tłumaczyłam się ze spóźnienia a ona uspokoiła mnie, że rzeczywiście bywają trudności z trafieniem do przedszkola, tym bardziej, że mieściło się w budynku zajmowanym przez żłobek. Na dodatek przedszkole ma adres na Reymonta a faktycznie bardziej jest przy ul. Wolumen. Jak ktoś idzie pierwszy raz, to może się w tym wszystkim pogubić. Przedszkole mieściło się po lewej stronie od wejścia. Prawą stronę oraz pierwsze piętro zajmował żłobek. Pani Ania najpierw ze mną porozmawiała. Opowiedziała o tym, jak powstało przedszkole. Ja pytałam o tą integrację, co to właściwie jest. Miałam obawy, czy jestem właściwą osobą do pracy w takim przedszkolu, ponieważ w tym czasie niewiele wiedziałam o osobach niepełnosprawnych. Pani Ania powiedziała mi, że wszystkie dzieci i te z niepełnosprawnością i te zdrowe potrzebują tego samego – ciepła, uśmiechu i zabawy. Potem poszłyśmy obejrzeć przedszkole – no i poznać dzieci.

Najbardziej pamiętam z tego pierwszego spotkania spokój, ciepło, ciszę, uśmiech. Spokój i serdeczność z jakim przyjęła mnie pani Ania. Ciepło i przytulność sali, w której przebywały dzieci. Bardzo widną salę, z dużymi oknami i kolorowymi zasłonami. Od sufitu po sam dół zwisały zasłony z podszewki, każda w innym kolorze. Wyposażenie było skromne, ale było bardzo przytulnie. Było cicho, dzieci bawiły się w różnych zakamarkach sali. Do zabaw plastycznych służyło wtedy osobne malutkie pomieszczenie ze stołem na środku, wokół którego gromadziły się dzieci. Okazało się, że w przedszkolu dzieci nie leżakują. Odpoczywały wtedy, kiedy miały taką potrzebę. Służył do tego kącik z baldachimem. Były tam materac, poduszki i pluszaki a także książeczki. Dzieci miały też osobną sale do zabaw ruchowych. Fantastyczna, duża i widna. W tej sali było też coś, co widziałam pierwszy raz a mianowicie duże kolorowe miękkie klocki, takie z których można robić wielkie budowle i tory przeszkód. Wystrój przedszkola mnie zachwycił. Było całkiem inaczej niż w miejscach, które dotąd znałam.

Prawdziwe zdumienie przeżyłam poznając osoby pracujące w przedszkolu. W tym pierwszym dniu poza panią Anią, poznałam Ewę, która była wychowawczynią. Do dzisiaj pamiętam jak uspokajająco i kojąco działał na mnie ton jej głosu. Poznałam też wtedy dwie niezwykle serdeczne osoby – Grażynę, która pracowała jako psycholog i Wandę, która była fizjoterapeutką. Uśmiechnięte, naturalne, takie osoby, z którymi bardzo szybko nawiązuje się kontakt. No i pani Danusia, którą poznałam w sytuacji dość dla mnie dziwnej w owym czasie.

Pani Ania oprowadzała mnie po przedszkolu i weszłyśmy do malutkiego pomieszczenia, w którym bardzo elegancka, no i oczywiście uśmiechnięta pani, skrobała marchewkę. Dowiedziałam się, że to pani Danusia , która jest księgową, sekretarką i kucharką w jednej osobie. To było niezwykłe. Czułam, że miejsce w którym się znalazłam jest bardzo różne od dotąd znanych mi szkół i przedszkoli. Wreszcie przyszedł czas na spotkanie z dziećmi. Usiadłam z nimi w rogu sali, chwilkę porozmawialiśmy a potem zaśpiewałam „Kotka Puszka”. Patrzyły i słuchały, uśmiechały się i chciały żebym zaśpiewała jeszcze raz. Dzieci, takie same jak te, które znałam wcześniej. Wychodziłam z przedszkola oszołomiona serdecznością, dobrem, ciepłem. Na moje szczęście pani Ania zaproponowała mi wtedy pracę.

Wywiad z Anną Gromadzką odbył się w maju 2019 roku.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ogólne i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.